środa, 19 lipca 2017

Niżne Tatry 15.06 - 17.06.2017 r.

 

Miało być tak pięknie i wspaniale. Miała być pogoda, relaks i góry dookoła. Miało być długie przejście, takie na maksa, aż nam się gór odechce. Aż nogi będą pękać z bólu, plecy odpadać od ciężaru plecaków załadowanych w namioty, garnki, gacie i skarpety, o jedzeniu nie wspomnę. Tak to wszystko miało być. A ostało nam się z tego ino pół. Pół trasy, pół bólu, pół zjedzonego jedzenie i pół czystych gaci i skarpet.
W łikend Bożego Ciała udaliśmy się w Niżne Tatry z zamiarem przejścia całego grzbietu w trzy dni. Przez pół tego czasu przeszliśmy prawie połowę drogi, przez drugie pół padał deszcz. Nie był to delikatny kapuśniaczek. Napieprzało wodą z każdej strony. Najbardziej z góry, ale też i z lewa lub prawa od przedzierania przez mokre krzaki. I tylko jedno z powyższych sprawdziło się – góry dookoła.

Kilka słów o szlaku grzbietem Niżnych Tatr. Jest on banalny w swojej prostocie – grzbietem prowadzi szlak czerwony, łączący Telgart i Donovaly. Idzie się cały czas na czerwono. Znakowanie jest dość dobre w kralovskiej części Niżnych Tatr i bardzo dobre w jej dumbierskiej części. We wschodniej części grzbietu momentami jest sporo powalonych drzew, które trzeba omijać, przeskakiwać, przechodzić pod. Schronisk jest tylko 3, słownie trzy plus dwie otulny w pierwszej połowie wędrówki ( Andrejcova i Ramza – w tej jesteśmy skazani tylko na siebie ). Niedaleko Donovaly jest jeszcze jeden schron. Czyli wszystkiego przez niemalże sto kilosów jest sześć sztuk, sześć miejsc, w których możemy spędzić noc pod dachem. Może jest ich dość mało, ale są dość dobrze rozstawione i każdego dnia można spokojnie dojść do noclegu pod dachem. Spanie to jedno, drugie to woda. Tej za dużo na grzbiecie nie ma. Przy utulnach oraz schroniskach są źródła wody, dodatkowo pod Kralovą Holą, na przełęczy Priehyba, oraz pod Kozim Chrbatem. W Polsce są dostępne bardzo dobre słowackie mapy tego rejonu. Długość szlaku to. ok 90-95 km i pomimo tego, że trasa w większości prowadzi grzbietem, to na jego całej długości łączna liczba podejść i zejść to ok. 10 455 m. Grzbietówka Niskich Tatr jest częścią Szlaku Bohaterów Słowackiego Powstania Narodowego (Przełęcz Dukielska - Zamek Devin w Bratysławie ), a ten z kolei częścią Międzynarodowego Szlaku E8. Dla chętnych i dziwnych, Słowacy zrobili bieg grzbietem tych gór, na dystansie 100 km.

We czwartek 15 czerwca zaczęliśmy naszą turę w Telgarcie. Zaparkowaliśmy nasze niemieckie i bardzo drogie auto przy pensjonacie u Hanky i ze spokojem, udaliśmy się w stronę Kralovej Holi 1946 m n.p.m. Nawigację ułatwia przekaźnik, który jest na szczycie. Na piku poza nadajnikiem są obłędne widoki na Tatry jak i inne góry Słowacji. Pod warunkiem, że jest pogoda. Myśmy mieli niestety delikatną mgiełkę i chmury, które kotłowały się na tatrzańskich graniach. A propos kotłowania to oprócz chmur w Tatrach, kotłowało się pewnie ze 2 miliony „turystów”, natomiast w Niżnych Tatrach przez dwa dni spotkaliśmy nie więcej niż 10 osób. Marsz grzbietem Niżnych Tatr jest wspaniały. Łany traw, skały, łagodne grzbiety, tylko woda jest w kilku miejscach m.in. w Otulnie Andrejcova. Bacówka z widokiem na Tatry, jeden pracownik wydaje napoje, piwo. Można też przenocować. Naszym celem pierwotnie była Otulna Ramza, niestety nie dotarliśmy do niej. Po sakramencko stromym zejściu z Wielkiej Wapiennicy 1691 m n.p.m. rozbijamy się na przełęczy Priehyba 1189 m n.p.m., gdzie można uzupełnić zapasy wody.








Piątek wstaje pogodny i takim jest przez 2-3 godziny. Niestety dalej jest gorzej. Zaczyna się małym deszczem, który w sposób bardzo płynny przechodzi w deszcz dość uciążliwy, a ten nie wiadomo dlaczego i po co, zamienia się w ulewę. Przemoczeni dochodzimy do Ramzy. Bezzałogowa bacówka z piecem i kilkoma pryczami. Palimy w kominie, suszymy buty, majtasy lub co kto ma przemoczonego. Po jakichś 90 minutach grillowania skarpet, wkładek oraz butów wychodzimy. Pogoda jakby trochę lepsza, nie pada. W lesie o mało co nie zwala nas z nóg zapach czosnku niedźwiedziego. Po deszczu aromat nabiera mocy, tak dużej, że otumanieni prawie włazimy w wielkie kupsko misia, które ten ordynus postawił na samym środku ścieżki. Placuszek 💩 był raczej dzisiejszy oraz bardzo, ale to bardzo duży, to oznaczało dwie rzeczy: niedźwiedź jest spory i na pewno głodny po takiej kupie. Do Przełęczy Certovica ( znajduję się prawie dokładnie w połowie drogi, dzieląc Niżne Tatry na kralovską i dumbierską część ) mamy godzinkę. Cóż się może stać w godzinę? Ano sporo. Burza lub dwie burze, grad, mega grad, gigantyczny grad, zapomniałbym o deszczu. To wszystko spadło na nas. Na szczęście na przełęczy są dwa pensjonaty więc meldujemy się w jednym z nich i tak naprawdę nasza górska wycieczka dobiegła końca. Prognozy są fatalne, ciągły deszcz, a nawet śnieg nie dają szans na jakiekolwiek widoki w kolejnym dniu. Zjeżdżamy do cywilizacji. Odbieramy samochód, jedziemy do Starego Smokovca na piwo, jedzenie i do domu.




Tym samym przeszliśmy część wschodnią Niżnych Tatr, która jest zdecydowanie bardziej dzika i odludna niż jej zachodnia siostra. Jednak cel ciągle czeka – czyli przejście całego grzbietu, w nie dłużej niż trzy dni.

Przez niespełna dwa dni w składzie: Ania, Kasia, Monika, Krzysztof i Tomek przemierzyliśmy: 44,22 km, do góry 2538 m, w dół: 2195 m. 

PS
Ludzie też byli na tym wyjeździe, poniżej dowód:










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz