Sobota o świcie ruszamy z Lublina, na razie 12 osób. W drodze bez sensacji i o godz. 13. z dworca w Zakopanem do Białego Śladu zabiera nas jak zwykle Wawrzyniec Gąsienica. I od razu zmiana planów, odwołuję dzisiejszą pierwszodniową wycieczkę, pada deszcz, gorzej już nie może być, wiadomo będzie już tylko lepiej.
Poniedziałek, dziś Czerwone Wierchy, a pogoda jakaś niepewna. Jedziemy do Kir i dzielimy się na dwie grupy, dolna idzie w Dolinę Kościeliską, a górna najpierw na Ciemniaka. Droga podejście długa, ciągła pokrywa śniegu zaczyna się powyżej Turni Piec. Na Ciemniaku mamy już słonecznie i momentami bardzo. ciepło, nad całymi Tatrami kłębią się chmury. W takiej pogodzie sprawnie przechodzimy Krzesanicę, Małołączniaka i Kopę Kondracką. Przez Przełęcz Pod Kopą już we mgle i po śniegu docieramy do schroniska, a potem do Kuźnic.
Wtorek, rano pogoda jak zamówiona,
więc zmiana planu, idziemy w Dolinę Gąsienicową. Połowa grupy wybiera się
w dolne partie Dolin Gąsienicowej ,najczęściej w okolice Czarnego Stawu. Ósemką
ze mną z Hali, idziemy przez Zielony Staw pod Świnicką Przełęcz, śniegu dużo i
pogoda się psuje. Pod przełęczą zakładamy raki, a niektórym i czekan wydaje się
potrzebny. Wejście na przełęcz bez większych trudności, nawis w tym roku
bezpieczny i jakiś rozsiadły. Z wejścia na górę rezygnujemy, zaczyna wiać i
kłębią się chmury. Potem okazało się ,że były burzowe i trochę zagrzmiało.
Wracamy Turniami, omijamy Beskid przez słowacki trawers i na
Kasprowy. Z Kasprowego biegiem nartostradą Goryczkową do Kużnic, po drodze
znowu słońce. I bardzo ciepło.
Środa. Jedziemy na Siwą Polanę, pogoda
słoneczna i od razu łatwiej przejść długą Dolinę Chochołowską. Prawie wszyscy
wchodzą na Grzesia i mają okazję widzieć zimową panoramę Tatr Zachodnich,
po Słowackiej stronie. Tu podział grupy, część wraca do schroniska , a stała
szturmowa ósemka zielonym szlakiem idzie w Dolinę Łataną. Szlak jest słabo
przedeptany, sporo śniegu , do połowy czerwca jest to obszar zamknięty. A
jeszcze czeka nas podejście na siodło Zabrat i Rakoń w dolnej części w
zapadającym śniegu. Z Rakonia w głębokim śniegu przebijamy się w Dolinę Wyżnią
Chochołowską i na koniec długie dojście do parkingu.
Czwartek ,jak na zamówienie dzień
wypoczynkowy, leje deszcz i jakoś chłodniej. Ale w przerwach wszyscy się
wymykają na dłuższe czy krótsze wycieczki , niektórym udało się solidnie
przemoczyć.
Piątek, ostatni dzień w góry, jedziemy na
Pol. Białczańską, by dojść nad Morskie Oko. Po wczorajszym deszczu ani śladu,
słońce od rana, wysoko widać jednak ślady, jest świeży kwietniowy śnieg . Na
werandzie w schronisku mały odpoczynek i przebieranie, szykujemy się do
wyjścia, ale gdzie iść? Z werandy mamy okazję widzieć schodzące lawiny,
największa do Czarnego Stawu ściekiem z Kazalnicy. Przejście do Pięciu Stawów
przez Szpiglasową wydaje się niemożliwe, tam co chwila huczy. Wybieramy Dolinę
za Mnichem, we czworo Agnieszka Wiącek, Jacek Kowal, Zbyszek Waszczuk i ja
idziemy najpierw szlakiem, a potem zimowym skrótem wokół Mnicha w Dolinę za
Mnichem. Z wysokością, świeżego śniegu przybywa do kolan, a po prawej na
zboczach Miedzianego lawinowe widowisko. Być tak blisko i nie wejść na Mnicha,
idziemy, jest bardzo dobrze, śnieg tu trzyma , wchodzimy mu na plecy, jak na
patelni. Męczy się tu kilku kursantów w pełnym uzbrojeniu, tylko śmigiełek u
nich nie widziałem. Zbyszek przed zejściem z nadzieją pyta czy będę go
asekurował liną, bo chyba za bezpiecznie nie jest. Tak, jak będzie bardzo
stromo, ruszył i zapomniał się bać, a ja i tak na takie wycieczki liny nie
biorę.
Sobota, jak zwykle przed powrotem, plażowo,
po co wracać ? niektórych i tak gdzieś poniosło w regle dolne czy górne,
innych po te sery co muszą…
XXVII wyjazd zimowo-wiosenny za nami, czy
będzie coś znowu? Te banery na płocie straszą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz