wtorek, 21 lutego 2017

Karkonosze - królestwo narciarzy biegowych


W tym samym składzie co rok temu w Beskid Śląski i Żywiecki wyruszamy w kolejne pasmo górskie, aby rozkoszować się zimowymi górskimi widokami. Tym razem udajemy się w Karkonosze, gdzie nikt z nas o tej porze roku jeszcze nie był. Jest to strzał w dziesiątkę, bo Karkonosze zimą są naprawdę piękne. Ale zacznę od początku. 

Naszą wyprawę zaczynamy w sobotę 11 lutego o godz. 5.00. Do Szklarskiej Poręby dojeżdżamy trzema pociągami na godz. 16.16, tak więc przyjeżdżamy jeszcze za dnia i ruszamy czerwonym szlakiem do schroniska na Szrenicę, gdzie mamy zarezerwowany pierwszy nocleg. Powyżej schroniska Kamieńczyk zmieniły się warunki pogodowe. Zerwał się bardzo silny lodowaty wiatr i nadciągnęła chmura, która znacznie zmniejszyła widoczność. Korzystając z czołówek docieramy do schroniska w samą porę, bo jeszcze przed zamknięciem kuchni. Polecam naleśniki z serem i jagodami, dawno tak pysznych nie jadłam.
Długość przejścia: 6 km, do góry: 707 m, na dół: 3 m

12 lutego
Dzisiaj przed nami długi dzień, bo kolejny nocleg zaplanowaliśmy dopiero pod Śnieżką w Śląskim Domie. Pogoda na samym początku nam sprzyja pod względem fotograficznym, bardzo piękne niebo z groźnie wyglądającymi chmurami.






Od początku wieje bardzo silny wiatr i za chwilę naszą wędrówkę kontynuujemy już w chmurze, jest bardzo niewielka widoczność, stąd nasz element zaskoczenia na widok wspaniałych skałek, które pokazują się po drodze.





Niestety nie mamy co liczyć na widok na Śnieżne Kotły, więc nawet nie podchodzimy do krawędzi, bo tam najbardziej chmura się kotłuje. Po drodze spotykamy bardzo niewielu turystów, są to narciarze biegowi. Przez wszystkie kolejne dni będą nam oni towarzyszyć przypominając, że Karkonosze zimą należą do nich. Dopiero dochodząc do Przełęczy Karkonoskiej pogoda się klaruje i reszta dnia upływa nam na podziwianiu wspaniałych zmrożonych karłowatych świerków i ogromnych przestrzeni rozciągających się wokół nas. Cały szlak jest oznaczony tyczkami, bez których łatwo byłoby tu w zimie o zabłądzenie. Wyglądają one jak płonące białym światłem pochodnie, tak są skute lodem. Doprowadzają nas prosto do naszego noclegu - schroniska pod Śnieżką.


Długość przejścia: 19,7 km, do góry: 706 m, na dół: 675 m

13 lutego
Dzisiaj mamy bardzo lajtowy dzień. Nocleg mamy zaplanowany na Przełęczy Okraj, więc bardzo blisko, jest to więc dzień poświęcony na spokojną wędrówkę i podziwianie widoków. Pogoda już się całkowicie stabilizuje, mamy piękne, błękitne niebo, słońce, śnieg, zero wiatru. Rano zrywamy się na wschód słońca. Tomek i Krzysiek wchodzą na Śnieżkę szlakiem, ja i Ania idziemy na łatwiznę i tylko podchodzimy drogą kawałek na Śnieżkę, żeby obejrzeć wschód słońca. Warto było wstać tak wcześnie i popatrzeć jak tarcza słońca powoli wychyla się zza horyzontu. I ta przejmująca cisza, i świadomość, że tylko my tu jesteśmy, że inni jeszcze śpią, że cały ten spektakl jest tylko dla nas.





Po powrocie do schroniska szybkie śniadanie, pakowanie się i wyruszamy na Przełęcz Okraj przez Skalny Stół. Trasa bardzo piękna, prawie wcale nie uczęszczana, trochę męczące jest zejście w dół, bo łatwo o wywrotkę, niektórzy próbują zjeżdżać na tyłku, ale nie polecam, bardzo łatwo można stracić garderobę.



Nie polecam też po upadku wstawać z ciężkim plecakiem podpierając się na kijkach, bo bardzo łatwo można sobie je zgiąć. Spotkało mnie coś takiego, na szczęście Tomkowi udało się jakoś naprostować kijek, więc jest szansa, że mi jeszcze posłuży parę sezonów. Po zejściu na przełęcz Okraj instalujemy się w schronisku PTTK i ponieważ dzień jest jeszcze długi ruszamy na wycieczkę już na lekko w okolice. Nawet nie wiadomo kiedy a okazuje się, że przechodzimy tak 11 km.



Długość przejścia: 18,8 km, do góry: 834 m, na dół: 1181 m

14 lutego
Dzisiaj opuszczamy polską część Karkonoszy i przenosimy się na stronę czeską. Dzień jest piękny, słoneczny, na szlaku dużo Czechów na nartach biegowych. Sporo dzieciaków uczących się jazdy na nartach. Te góry są idealne dla narciarstwa biegowego. Wszystkich zakochanych w tej formie sportu zachęcam do udania się zimą w Karkonosze, najlepiej na stronę czeską, bo mają tam nieporównywanie więcej szlaków niż po naszej stronie. Warunki do jazdy idealne. Bardzo mi się podoba, że dużo dzieciaków jeździ na nartach. Po stronie czeskiej są też trasy na sanki, dorośli i dzieci mają frajdę z takiego zjazdu. Są też trasy zjazdowe, czyli każdy znajdzie coś dla siebie. Nasza trasa przebiega następująco: z przełęczy Okraj żółtym szlakiem udajemy się do schroniska Jelenka, następnie zielonym szlakiem dochodzimy do miejsca nad Rużovohorskim sedlem, skąd żółtym szlakiem udajemy się w kierunku Rużohorky.



Następnie zielonym szlakiem schodzimy w dół, przerzucamy się na czerwony szlak wiodący przez Modry Dul, czyli Modrą Dolinę. Mamy parę stromych podejść, ale wreszcie wychodzimy na równy szlak i docieramy do schroniska Vyrovka, w którym decydujemy się zostać.

Planowaliśmy nocleg w Lucni Bouda, ale w Vyrovce okazuje się że jest taniej i schronisko bardzo sympatyczne. Jeszcze wieczorem spacer na zachód słońca wśród narciarzy biegowych i możemy udać się na spoczynek.


Długość przejścia: 23 km, do góry: 1180 m, na dół: 871 m 

15 lutego
Rano wyruszamy przez śnieżne połacie ( wchodzimy również na Łączną Górę, czyli Lucni Hora 1555 m n.p.m. ) do Lucni Bouda położonego na wysokości 1410 m n.p.m.



Po drodze mamy piękny widok na górującą nad schroniskiem Śnieżką, gdzie okiem nie sięgnąć wszędzie otaczają nas góry. Po krótkim odpoczynku w schronisku udajemy się na szczyt Krakonos 1422 m n.p.m. Następnie po śladach wracamy w kierunku schroniska, przerzucamy się na niebieski szlak i idziemy do Boudy u Bileho Labe i dalej ciągle w dół. Na dole krótki odpoczynek na śniadanie i tym razem już nie w dół a nieustająco w górę idziemy w kierunku Labskiej Boudy przez Medvedi Boudę i Martinową Boudę. Dzień jest słoneczny, bezwietrzny, gdy się idzie pod górę jest wręcz gorąco. Nocleg planujemy w Labskiej Boudzie, ale po dotarciu na miejsce okazuje się, że warunki cenowe są nie do zaakceptowania dla nas (32 euro od osoby), więc decydujemy się na zejście niżej i tam znalezienie czegoś do spania. Nasze plany spalają na panewce, Karkonosze o tej porze roku są naprawdę pełne narciarzy biegowych, którzy też gdzieś muszą spać, więc wszystkie boudy po drodze są pełne po brzegi.



Tak schodzimy aż do Szpindlarowego Młyna, Mekki dla turystów, coś jak nasze Zakopane, ale zabudowa jednak staranna, bardzo zadbane pensjonaty i hotele. Tam udajemy się do gospody na zasłużony obiad i stwierdzamy, że właściwie pora wracać już do Polski, że już na Czechy się napatrzyliśmy. Najbliższe schronisko w Polsce to Odrodzenie na Przełęczy Karkonoskiej. Parę dni temu byliśmy tam przechodząc ze Szrenicy na Śnieżkę. Nie mieliśmy wtedy czasu rozejrzeć się po nim, teraz będzie okazja. Dzwonimy, czy są miejsca, okazuje się, że tylko podłoga, bo dzieci przyjechały na ferie i zajęły całe schronisko. Niech będzie i podłoga, mamy alumatki, niektórzy materace. Jesteśmy już zmęczeni całodziennym marszem, na dworze już ciemno, więc decydujemy się wziąć vana, który podwiezie nas na Przełęcz. Tam znajdujemy sobie kącik do spania w jadalni, jeszcze nie zajęty przez inne grupy turystów i udajemy się wreszcie zasłużony wypoczynek.
Długość przejścia: 35,5 km, do góry: 1353 m, na dół: 1997 m

16 lutego
Bycie czyścioszkiem nie popłaca. Ja wczoraj popisałam się i przed pójściem spać umyłam głowę, a dzisiaj od rana czuję, że niestety skończy się to chorobą. Pogoda też się zmieniła, zerwał się wiatr, widać, że będzie zmiana na gorsze, na jutro zapowiadane są opady śniegu, ale nas już to nie dotyczy, bo już podjęliśmy decyzję, że dzisiaj dochodzimy do schroniska pod Łabskim Szczytem a jutro wracamy do Lublina. Nasz czas w Karkonoszach dobiegł końca, zobaczyliśmy co mogliśmy zobaczyć, góry były dla nas życzliwe. Ukazały nam się w różnych odsłonach, przy pięknej słonecznej pogodzie, przy pochmurnym niebie, we mgle, gdzie prawie nic nie było widać. Zauroczyły nas swoim pięknem.



Byłam dwa razy w Karkonoszach w porze letniej i nie robią one takiego wrażenia jak zimą. Zwłaszcza zlodowaciałe karłowate świerki oraz skałki, również skute lodem.

Tym razem jest widoczność, więc nareszcie oglądamy Śnieżne Kotły.


Potem schodzimy do schroniska, gdzie chwila na odpoczynek i jedzenie i grupa już beze mnie wyrusza w kierunku Labskiej Boudy na ostatnią już na tym wyjeździe kofolę.


Długość przejścia: 23,3 km, do góry: 931 m, na dół: 996 m

17 lutego 
Dzień przeznaczamy na powrót. Nie mamy kupionych biletów na pociąg, więc niestety nie obywa się bez niespodzianek. Pociągi są zatłoczone, z Wrocławia do Warszawy nie ma wolnych miejsc siedzących więc kończy się na tym, że pierwszy raz wreszcie jadę pendolino i muszę przyznać, że naprawdę jest to komfortowa jazda. Cena już nie jest tak komfortowa, ale dzięki temu jesteśmy w Lublinie o 22.10, a nie o 23.50. Na dworcu pożegnanie i każdy rozszedł się do swego domu z pięknymi wspomnieniami, niektóre z nich zostaną tylko wśród nas, którzy je przeżyliśmy, z niektórymi podzieliśmy się tutaj. Mam nadzieję, że narciarzy biegowych z klubu zachęciłam do wyjazdu w Karkonosze - królestwo narciarzy biegowych.
Długość przejścia: 6 km, do góry 35 m, na dół: 547 m

Tomek: Całość trasy w te i nazad oraz w poprzek: 132,5 km, do góry: 5746 m, na dół: 6270 m - czyli było znowu z górki.

Wystąpili: Marysia, Ania, Monika, Kasia, Krzysiek i Tomek

4 komentarze:

  1. Zdjęcia robią wrażenie! Piękne zimowe krajobrazy. Chętnie wybrałabym się tam na biegówki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sper widoki. Momentami budzą grozę, ale także ekscytują. Zazdroszczę podróży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne zimowe krajobrazy - Karkonosze to genialne miejsce dla narciarzy biegowej oraz uprawiania sportów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Karkonosze zimą to chyba najpiękniejsze miejsce na ziemi. Na początku tego roku byłem tam testować nowe narty ze sklepu https://www.snowshop.pl/ w Warszawie. Udało mi się przy okazji przejść po górach Karkonoskim Parkiem Narodowym i każdemu kto jest w okolicy na kilka dni gorąco polecam zrobić sobie po nim wycieczkę

    OdpowiedzUsuń