wtorek, 24 kwietnia 2018

Wiosna, ach to ty…


„Nature is calling”,mówią Anglicy, a po naszemu – zew natury. Oto motto jednodniowego rajdu pieszego , który w dniu 8 kwietnia br. odbył się w Lasach Kozłowieckich , a jego organizatorem z ramienia „Koliby” dla członków i sympatyków klubu był Witold Mikołajewski – wiceprezes KG PTTK „Koliba” w Lublinie.

Na miejsce zbiórki nie opodal Dworca PKP w Lubartowie stawiło się o godz. 9 jedenaście osób, które wyciągnęła z domu do lasu przecudna wiosenna aura i potrzeba rozprostowania kości przed letnim sezonem w górach. Prognoza mówiła, że będzie ciepło, a było wprost upalnie…

Witek w roli gospodarza przetransferował swoim samochodem uczestników rajdu do Majdanu Kozłowieckiego i tamże sprzed parkingu leśnego poszliśmy w las jak przysłowiowe ogary.

Jak się później okazało, współorganizatorem rajdu była również kapela ludowa „Lubartowiacy” z Domu Kultury w Lubartowie, która przygotowała dla rajdowiczów i członków swoich rodzin część artystyczną imprezy. Ale to miała być dla nas niespodzianka... I była…! Trasa rajdu przewidywała kilka przystanków w najbardziej interesujących miejscach Kozłowieckiego Parku Krajobrazowego.

Pierwszy z nich, to tzw. „jezioro miłości” i usytuowana w pobliżu wieża widokowa. I rzecz oczywista, doskonała okazja do zrobienia kilku fotek ku pamięci. Potem idziemy leśnym traktem i zatrzymujemy się przy tzw. „spałach” czyli skupisku liczących ponad 120 lat sosen, z charakterystycznymi nacięciami, z których pozyskiwano ongiś żywicę.


Dalej będzie tzw. „łowisko” czyli leśna ostoja dla myśliwych, a kolejny przystanek nasza rajdowa przewodniczka, Danuta Mikołajewska, zaplanowała w Rezerwacie „Kozie Góry”. Tutaj mamy dłuższy postój, aby skonsumować przywiezioną z domu wałówkę, zaspokoić pragnienie, no i możemy uwiecznić chwilę podczas sesji zdjęciowej, a jedna para, będę niedyskretny, chyba zainspirowana pobytem nad „ jeziorem miłości”, zdecydowała się spontanicznie i publicznie na bardzo, bardzo długi pocałunek pod gałązkami kwitnącej zielono jemioły, obejmując się przy tym czule… Posileni, zrelaksowani, wkraczamy następnie na ścieżkę dydaktyczną z licznymi tablicami i w pełnym słońcu błękitnego nieba,możemy powiedzieć, nic nam dzisiaj do szczęścia nie potrzeba, chyba oprócz góry wysokiej… Chłoniemy zapach lasu i żywicy, towarzyszy nam śpiew ptaków- zalotników, a czasami, to nawet przemknie w oddali między drzewami jakieś płochliwe zwierzę…

U niektórych osób odzywają się tzw. zakwasy, ale co tam, na ostatnich nogach, po długim marszu osiągamy wspólnie nasz cel – ostatni przystanek 18-kilometrowej trasy, którym jest olbrzymi leśny parking w Kopaninie. Zanim tam dotrzemy na polecenie Danusi Mikołajewskiej każdy z nas zabiera po drodze i targa jakąś gałąź czy suchy konar na ognisko…

I kiedy dochodzimy na miejsce ok. godz.14:00 czeka nas tam wspomniana wcześniej niespodzianka, czyli powitanie przy ognisku skoczną przygrywką w wykonaniu kapeli ludowej „Lubartowiacy” z Domu Kultury w Lubartowie.




Płonie ognisko w lesie, obok suto zastawiony stół szwedzki, można grillować,czekają na nas różne specjały, w tym bliny, kiełbasa, plastry boczku, kaszanka, czym chata bogata, tym rada, odmówić nie wypada… Kapela rżnie, muzycy się zmieniają przy instrumentach na przemian, czarują uszy skrzypce i harmonia, oddajemy się, zwłaszcza panie, tańcom i swawolom przy muzyce biesiadnej i ludowej, a panowie, jak na komendę, sięgają po zapasy nalewek i innych trunków i niestety do tańca się nie garną…

Na parkingu przy ognisku pojawił się nawet na swoim wspaniałym rowerze ze wspomaganiem nasz kolega- Janusz Czuryłowski z Oddziału Miejskiego PTTK, który przyjechał wprost z Lublina. W piknikowej, rodzinnej atmosferze i leśnej scenerii bierzemy udział w prawdziwym wiosennym show muzyki ludowej i biesiadnej… Kabaretowy akcent to popis naszego kolegi Henryka Ławeckiego w wierszowanym repertuarze „skeczów niemęczących”. Dodajmy do tego na dokładkę śpiewy solo typu karaoke, w których zabłysła szczególnie 10-letnia Ania Ziółek, bardzo utalentowana i muzykalna, występująca w Zespole Pieśni i Tańca im. Wandy Kaniorowej w Lublinie.

Już na zakończenie naszego rajdu jeszcze jedna atrakcja: pokaz i demonstracja dwóch rodzajów rozpalania watry: w wersji syberyjskiej /nodia/ i szwedzkiej.

Opuszczamy z żalem leśny parking w Kopaninie i wesołą rozbawioną kompanię przy ognisku ok. godz.20. Szczególne podziękowania należą się zwłaszcza wspaniałym grajkom z kapelmistrzem Andrzejem Karpińskim na czele, no i oczywiście Witkowi Mikołajewskiemu i jego żonie Danusi, która w roli przewodnika spisała się na medal. Czekamy zatem na zapowiedziany, następny rajd w Lasach Kozłowieckich, który przewidziany jest w maju na trasie Stróżek-Dąbrówka, a chętnych zapraszamy do udziału w „ majówce”.
autor: Waldemar Popławski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz